Rano o godzinie, miało być 10 a skończyło się na 11:) wyjechaliśmy z Mesti do Zugdidi. A propos czasu wyjazdu, przyjazdu, przejazdu tutejszych marszrutek, zauważyliśmy pewną rzecz. Kierowca nigdy nie wyjeżdża o ustalonej godzinie i nie dlatego że marszrutka jest pusta i czeka na pasażerów tylko dlatego, że po drodze kierowca musi załatwić kilka osobistych rzeczy, zmienic koszule, odebrac obiad od zony, zatankowac, przywitać się i porozmawiać z innymi kierowcami. Mimo tego marszrutka na miejscu zawsze jest o czasie. Zaległości przecież można nadrobić w drodze przyprawiając o zawał jeżdżących zwykle zgodnie z regułami europejczyków:)
W Zugdidi byliśmy o 14, szybka przesiadka i o 16 wylądowaliśmy w Kobuleti. Nie mieliśmy żadnych namiarów, więc postanowiliśmy sprawdzić pierwszą zaproponowaną przez taksówkarza kwaterę. Miało być wiele rzeczy, których nie było więc po małej kłótni z taksiarzem postanowiliśmy się przejść po głównej drodze i po 5 minutach mieliśmy już mały 2- osobowy pokoik z łazienką i dostępem do dużej kuchni za 15 gel osoba. Co prawda miejsce nie jest najdogodniejsze, ze względu na dużą ilość knajp i restauracji, ale niestety z tym trzeba się liczyć jadąc do Kobuleti. Samo miejsce ? Przeciętna nadmorska miejscowość z mnóstwem straganów i knajp z „muzyką na żywo” … Nie ma czym zachwycić, ale też i nie po to tu przyjechaliśmy... odpoczywamy , pogoda jest niezła, z wyjątkiem godzinnych naprawdę konkretnych, nocnych i wieczornych ulew i burz. Perełką Kobuleti może być knajpka naprzeciw supermarketu w głąb miasta na wysokości Agmaszenebeli 350. Świetne jedzenie, baaardzo przystępne ceny i baaardzo miła obsługa. Ostri i Ojakuri górą:)