28. 07 . wtorek
No, trzeba się powoli przestawiać bo odlot tuż, tuż... Wczoraj zaliczyliśmy ostatniego tripa, wypożyczyliśmy skuter i pojechaliśmy do Gale, znanego z postkolonialnego fortu obronnego pozostawionego przez portugalczyków. Przyjemne dla oka, miłe miejsce z odrobiną Europy w Azji. Z uwagi na pewne niedyspozycje, fort zwiedzaliśmy na dwókołowcu co wcale nie było takie uciążliwe. Zaliczyliśmy pyszne lody, wojtek został odstawiony do knajpy z wygodną leżanką, a ja szwędałam sie po uroczych wąskich uliczkach, robiłam zdjęcia i weszłam do kilku sklepów, gdzie ceny mówią same za siebie. Mając przy sobie kilkadziesiąt tysięcy rupii indonezyjskich (pozostałość po jednej z podróży) weszłam kilka razy do banku z zamiarem ich wymiany. Prawie we wszystkich było to niemożliwe, oprócz jednego gdzie przemiła Pani stwierdziła, że jasne nie ma problemu, wymienimy. Wzięła mój dowód do skserowania, dokładnie przeglądnęła banknoty, odłożyła te które były zniszczone i stare i zabrała się za wypłacanie pieniędzy. Ja ucieszona bardzo, mówię, że nigdzie nie mogłam ich wymienić i dopiero tutaj i że super....Pani na mnie, ja na nią, ona na pieniądze, dokładnie ogląda i mowi sorry nie możemy ich wymienić. Dlaczego??? Bo wymieniamy tylko rupie indyjskie a nie indonezyjskie. I tak oto, przemiła pani machnęła by się
o jakieś 16 tyś złotych bo tyle warte byłyby rupie indyjskie w tym nominale jaki miałam. Dostałam namiary na konika i po chwili byłam bogatsza o jakieś 56 zł:)Zawsze coś. Widać na każdym kroku nieporadność, którą lankijczycy w sobie mają. Część wynika chyba z roztargnienia (nie zapiszą zamówienia, źle policzą należność), nie ma tutaj organizacji pracy (raz tylko trafiliśmy na świetnie zarządzającego muzułmanina w knajpie w Arugam Bay), z braku samodzielności (zamawiając kawę usłyszałam od 20-letnich dziewczyny i chłopaka, że zamówienie nie zostanie zrealizowane bo mama jeszcze nie wróciła do domu) a może wszystko przez zmianę rzeczywistości, która związana jest z coraz większą ilościa białych, a co za tym idzie z większymi wymaganiami... Wracając z Gale trafiliśmy jeszcze za Unawatuną na kilku rybaków na palach łowiących sardynki. Dzisiaj w planie ostatnia kolacja, rybka na plaży a jutro przejazd do Colombo i droga powrotna, która jest dla nas małą zagadką. Z żalem kończymy nasza przygodę, do usłyszenia za kilka dni...:)