Kolejny dzień zaczęliśmy od śniadania na wypasie tzn: sałatki z pomidorów, ogórków i papryki oraz chleba- wcale nie takiego złego, z pasta z avokado i czosnku a la guacamole. Punktualnie o 9 siedzieliśmy już w tuk tuku i po kolei zwiedziliśmy: Vessagiri- ruiny leśnego monastru z III w.p.n.e (za free), świątynię Isurumuniya (200 R.), stupę Mirisawetiya ( za free) oraz Park Mahamevnawa, w którym znajduje
się najstarsze udokumentowane drzewo świata Bodhi Tree pod którym 2200 lata temu Budda doznał oświecenia ( 200R.), Spiżowy Pałac(tylko kolumny) i Ruwanwelisaya stupa, która jest jedna z największych dagób na świecie. Robi wrażenie....Kompleks odwiedza mnóstwo ubranych na biało pielgrzymów, niosących cudne kwiaty, jedzenie i napoje w darze dla Buddy. Wokół unosi się atmosfera zadumy, modlitwy i kontemplacji...Ciekawe doświadczenie. Zdecydowanie polecamy. W drodze powrotnej rice& curry- wyśmienite, choć tym razem podniebienie wyparzone, dosłownie:) Po obiedzie wracając do hoteliku natrafiliśmy na pogrzeb jakiejś ważnej osobistości, który przyciągnął chyba wszystkich ludzi w mieście, bo kondukt pogrzebowy nie miał końca. Dziwne to uczucie, kiedy twoja osoba wzbudza większe zainteresowanie niźli nieboszczyk tak honorowo żegnany. Reszta dnia to wycieczka Wojtka na jezioro w celu oglądnięcia zielonych papug, które jak już wcześniej pisałam całymi stadami fruwały nad naszym tarasem:) Kolejny punkt objazdowy to Kandy, gdzie spróbujemy dostać się na obleganą trasę kolejową (ze względu na extra widoki) Kandy- Ella. Aha i tak ku przestrodze. Jeżeli ktoś ma powyżej 1,80 cm wzrostu nie radzimy rozbierać się pod rozhulanym na full wiatraku
sufitowym. Głupio by było wrócic do domu bez palców lub całej ręki, hehe:) Pozdro:)