14.07. wtorek
Kolejna pobudka wcześnie rano. O 7:00 ucieszeni, że znowu mamy miejsca siedzące w autobusie (który jechał bezpośrednio do Hatton) wyruszyliśmy w dalszą drogę. Ku naszemu zdziwieniu na miejscu byliśmy już o godzine 8:20, a wyjazd do Elli dopiero o 11:10. Zaliczamy spokojne śniadanko, idziemy na dworzec i czekamy w zniecierpliwieniu na pociąg, o którym wiele się nasłuchaliśmy.Jest to najbardziej oblegana trasa kolejowa ze względu na zachwycające widoki.Dlatego też w środku panuje taki ścisk (miejsca bez rezerwacji), że o zdjęciach można tylko pomarzyć, nie wspominając o miejscach siedzących. Bilety kupiliśmy na druga klasę. Wojtek pytając o peron z którego odjeżdżamy, dowiedział się też, gdzie dokładnie mamy się ustawić, żeby dobrze trafić:) (Dla podróżujących przydatna informacja: jest to miejsce dokładnie na wysokości restauracji, tam gdzie młody gość sprzedaje popcorn) Moja determinacja, żeby znaleźć odpowiednie miejsce była bardzo duża. Marzyłam o kawałku połogi w przedsionku, żeby przysiąść na moment bo ból mięśni i zakwasy były nie do wytrzymania. I oto nadchodzi ta chwila, kiedy to pociąg nadjeżdża i centralnie przedemną otwierają sie drzwi 2 klasy, wychodzi kilka osób, a ja zdobywam 2 miejsca siedzące:)!!. Ulga ogromna, szczęście jak po zdobyciu co najmniej Mount Everestu. Na następnym przystanku zwalnia się jeszcze jedno miejsce i tak oto siedzimy sobie razem, przy oknie podziwiając obłędne widoki. Czulismy się jak w ruchomym kinie. Minusem było to, że najlepsze widoki na odcinku Haputale- Ella mieli nasi sąsiedzi po prawej stronie:) Do Elli dotarliśmy o 16:00. Miasteczko zostało najechane przez tysiące chińczyków, a co za tym idzie, pod stacją niezliczona ilość vanów i tuk-tuków. Idąc w stronę miasteczka, zostaliśmy zaczepieni i zaproponowano nam nocleg. Zgodziliśmy się, tym bardziej, że szans dotarcia do Arugam Bay dzisiaj juz nie było. Powiedziano nam też, że można wykorzystać ładne popołudnie i wyjść na Little Adam's peak. Podobno piękne widoki. Łamalismy się strasznie bo ciężko było zejść z normalnych schodów, a co dopiero kolejny raz się wspinać.Cóż, stwierdziliśmy, że zakwasy trza rozruszać, zacisnąć zęby, czas na odpoczynek i chillout będzie na wybrzeżu. W opisach i różnych relacjach, spotykałam się z porównaniem Elli do Dalhousie. Nie ma co. Naprawdę. Jeżeli ktoś lubi na wakacjach otaczać się tłumem białych turystów, korzystać ze święcących i kolorowych knajpek, jeść w nich spaghetti, pizzę i popijać to wszystko wymyślnym drinkiem to ok. My cieszyliśmy się, że jesteśmy tam tylko jeden dzień, a tak naprawdę jedno popołudnie. Po drodze na szczyt, rzuciła nam się w oczy tablica z nazwą fabryki herbaty więc zapytaliśmy czy byłaby szansa ją odwiedzić. Szansa była. 300 R. i za 5 min ubrani w czepki i obuwie ochronne przyglądaliśmy się kolejnym etapom suszenia i produkcji zielonej herbaty. Na koniec degustacja wszystkich gatunków i stopni jakości. Chyba nigdy więcej nie napiję się herbaty z torebki, bo tak naprawdę nie są to liście a same poszatkowane odpadki i gałązki listków:) Niestety w środku nie można było robić zdjęć. Po wizycie w fabryce szybko zasuwaliśmy na mały szczyt Adama, żeby zdążyć jeszcze na zachód słońca. Pięknie było, a my myśleliśmy tylko o tym jak pięknie by było na Wielkim Szczycie...Schodząc do miasteczka, tzn wlecząc się strasznie, dalej walczyliśmy z bólem i z niedowierzaniem myśleliśmy o tempie naszego zwiedzania oraz o tym, że tyle się dzieje w ciągu tak krótkiego czasu. Tego dnia zjedliśmy też najlepszyjak do tej pory posiłek. Ja makaron z warzywami i mnóstwem czosnku, a mąż kotthu z jajkiem i warzywami. Najedzeni, spełnieni, i cholernie zmęczeni poszliśmy spać, marząc o błogim odpoczynku w zatoce surferów...
Ceny:
Przejazd Hatton- Ella 2 klasa 160R.
Nocleg Ella 1200R.
Wejście do fabryki 500 R osoba